Boję się, ale
wsiadam. Łódka, jak to łódka musi się kołysać na wodzie. Wyobrażam sobie, że
wracam z pracy do domu. Podpływamy, cumujemy łódkę do drewnianego podestu. To
na nim stoi dom. Czasami się kołysze i wtedy miałabym życie jak w bujanym
fotelu. Mogłabym żyć na różnych poziomach, w porze suchej niżej, w deszczowej
wyżej i nie płacić podatku od nieruchomości. Może mocniej by się zakołysał
świat podczas trzęsienia ziemi. Kogo nie stać na mieszkanie w mieście, osiedla się na wodzie. Domy na rzece Babahoyo to ciekawostka miasta
Babajoyo, stolicy prowincji o nazwie „Rzeki”.
Wracam na ziemię.
Panuje tu niezachwiany porządek. Chłpaki griluja mięso. Komary są wyjątkowo
żądne krwi. A dziewczyny emanują młodością, urodą, prezentują latynoskie
wdzięki i upiekszają nowoczesny ogród. Mięso, wino i śpiew, a potem idziemy na
tańce. Przed wejściem do nocnego klubu trzeba pokazać dowód. Ale po co? Otóż
decyzją prezydenta ochroniarze zostali do tego zobawiązani i nie dowiedziałam
się czy chodzi o udowodnienie pełnoletności. Jose wciska mi do ręki jakiś
dowód. Tego wieczoru nie znam swojego imienia ani wieku. Nie zdążyłam nań
zerknąć. Ochroniarz teżnie był dociekliwy.
Babajoyo,
przecież tam nic nie ma, mówili mi. To prawda, że miasto się spaliło, ale w XIX
w. Już dawno zostało odbudowane. Drewniana hacjenda Olmego to jedyny namacalny
ślad ładnej przeszłości. Duże przyciężkawe domy wypełniają centrum. Budynek „Rico
pollo” obiecujący pysznego kurczaka wyróżnia się stylem i lekkością. Jose,
młody architekt zaprosił na kurczaka swoich kolegów z innej cześci kraju i z
zasłużoną dumą pokazuje to, co powstało według jego projektu. W pracowni Jose
oglądam makietę domu. Wygląda nierealnie. Po obiedzie jedziemy przekonać się,
że projekt stał się już rzeczywistością.
W mieście, gdzie
„nic nie ma” mieszka ponad 150 tysięcy. Turyści niezbyt często tutaj zaglądają.
Czy jestem tu jedyną gringą? Nie licząc Chińczyków oczywiście. Jest jeszcze
Egipcjanin i serwuje szaormę.
Po 30 km zmienia
się klimat. Teren podnosi się, temperatura opada. Swoisty mikroklimat sprzyja
czerwonym bananom. Balzapampa jest pełna kobiet w tradycyjnych strojach.
Wodospad Anga, klimat robi się lepki, gęsty, mroczny, mszany. Z mgły wyłaniają
się pojedyncze galęzie w zielonymi mszanymi nawisami. Jest mroczno i
tajemniczo, jak w baśniach.
Gdzie spałaś w
Babajoyo? W domu na wodzie, miał to być żart, ale wywołał przerażenie. Przecież
to są domy publiczne! Dziwne, czyżby te wszystkie rodziny jako drugie życie
prowadziły u siebie domy uciech?! Około 10 lat temu, 3 czy 4 z nich
rzeczywiście były okupowane przez prostytutki. Ale to już historia. Takie
sensacje zapuszczają głębokie korzenie.
Wracam do „Okien” i idę na bazar przytaszczyc jakąś
wielką papaję tudzież inne pyszności. Czuję spojrzenie całego miasteczka na
moich nogach. W dodatku jak rzadko obchodze sobie całe targowisko i wszystkie
uliczki z knajpkami wypełnionmi ludźmi, bo jest akurat czas na almuerzo. A sama
w domu z przerażeniem odwracam wzrok od swoich nóg. Widzieliście kiedyś nogi
zainfekowane gronkowcem?
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz