czyli panna z okien (Ventanas - Ekwador - rok na równiku). Zapraszam też na: polkawkirgistanie.blogspot.com
Dzieci epoki pokoju
[es] [pl] La niñez del postconflicto.
Nadie podía entrar estos pueblos en la zona roja de los Montes de María. En la madrugada del 17 de enero de 2001 los paramilitares en camionetas llegaron a Chengue, zona de las Farc 37, llamaron a todos los habitantes a la plaza para inscribirse en el sistema y empezaron a matar todos los hombres, asesinaron sus víctimas golpeando les en la cabeza con morteros de hierro, también usaron cuchillos y machetes. Violaron las mujeres. Los niños todo lo miraban - así se quedó La Masacre de Chengue en la memoria del dueño de la única tienda en el pueblo.
El delito fue declarado como de lesa humanidad. La fiscal del caso fue asesinada.
Hoy los habitantes están intentando vivir normal. Tienen también sus festivos, pero la tienda en el pueblo no vende nada de bebidas alcohólicas. Las nubes del 17 de enero del 2001 se mezclaron con los humos de las casas quemadas. Hoy por el parque, en pleno sol los niños regresan de la escuela.
[PL] Dzieci epoki post przemocy. Nikt nie mógł wjechać do wiosek, tzw. czerwonej strefy w górach Montes de Maria. O świcie 17 stycznia 2001 r. do wioski Chengue, strefy frontu 37 Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii, wyjechało kilka ciężarówek z kilkudziesiecioma para militarnym. Wezwali wszystkich mieszkańców na centralny plac pod pretekstem komputerowego spisu ludności. Zamordowali wszystkich mężczyzn. Na placu był wielki kamień, kladli na nim głowy ofiar i uderzał rzelaznym młotem. Używali też noży i maczet. Gwalcilu kobiety. Wszystko odbywało się w obecności dzieci. - w ten sposób masakra Chengue zapisała się w pamięci właściciela jedynego sklepu w wiosce.
Zbronia ta została uznana za zbrodnię przeciwko ludzkiści. Prokurator, która zajmowała się sprawą, została zamordowana.
Dzisiaj mieszkańcy Chengue próbują żyć normalnie. 27 stycznia 2001 chmury mieszkały się z dymem spornych domów. Dzisiaj przez plac centralny w pełnym słońcu, dzieci wracają ze szkoły.
Hoy los habitantes están intentando vivir normal. Tienen también sus festivos, pero la tienda en el pueblo no vende nada de bebidas alcohólicas. Las nubes del 17 de enero del 2001 se mezclaron con los humos de las casas quemadas. Hoy por el parque, en pleno sol los niños regresan de la escuela.
[PL] Dzieci epoki post przemocy. Nikt nie mógł wjechać do wiosek, tzw. czerwonej strefy w górach Montes de Maria. O świcie 17 stycznia 2001 r. do wioski Chengue, strefy frontu 37 Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii, wyjechało kilka ciężarówek z kilkudziesiecioma para militarnym. Wezwali wszystkich mieszkańców na centralny plac pod pretekstem komputerowego spisu ludności. Zamordowali wszystkich mężczyzn. Na placu był wielki kamień, kladli na nim głowy ofiar i uderzał rzelaznym młotem. Używali też noży i maczet. Gwalcilu kobiety. Wszystko odbywało się w obecności dzieci. - w ten sposób masakra Chengue zapisała się w pamięci właściciela jedynego sklepu w wiosce.
Zbronia ta została uznana za zbrodnię przeciwko ludzkiści. Prokurator, która zajmowała się sprawą, została zamordowana.
Dzisiaj mieszkańcy Chengue próbują żyć normalnie. 27 stycznia 2001 chmury mieszkały się z dymem spornych domów. Dzisiaj przez plac centralny w pełnym słońcu, dzieci wracają ze szkoły.
Kolumbia. W pracowni Alby Villegas

Algunas obras llevan cristales, el cristal como metáfora de la transparencia de la luz del alma. Espectro de múltiples colores reflectantes de un arco iris. Energía de los colores de los sistemas de los chacres. Estructura multiformes que se abren para permitir ilumbrar mundos internos llenos de espiritualidad, fuerzas superiores de la luz y sabiduría, templos, catedrales, altares, portales que ayudan entrar a diferentes dimensiones.
La introspección de la búsqueda de un viaje eterno transmitiendo a la luz.

[es] Una sorpresa que me esperaba en un pueblo de Sucre - investigando los raíces de Gabriel García Marquez... Deambulando por los pasos de Gabriel García Márquez, llegué a pueblo de Sincé, de donde es su padre y donde probablemente nació también Gabo, no en Aracataca, como dice la versión oficial.
[pl] Wędrując śladami Gabriela Garcíi Márqueza dotarłam do miejscowości Sincé, skąd pochodził jego ojciec i gdzie prawdopodobnie urodził się sam Gabo, a nie jak podaje oficjalna wersja w Aracatace. I tu spotkała mnie niespodzianka...

[es] En Sincé nacio también el compositor de la famosa cumbia colombiana "La pollera colorá" Juan Madera Castro.
[PL] W Sincé urodził się również kompozytor słynnej kolumbijskiej melodii, cumbii "La pollera colorá" Juan Madera Castro.
Compositor Juan Madera, Hugo Sierra, Oscar Ruiz, Iris y su numerosa y hermosa familia - gracias a estas gran personas empeze una bonita experiencia.


Kolumbia
[es] A los pies de los Montes de María se extiende la sabana del
departamento de Sucre. El terreno
levemente ondulado en sus cuencas reúne pequeños lagos como lágrimas que se acumulan en el agujero entre la mejilla y los labios. Las ceibas extensas son como una promesa de sombra, como una paragua extendida sobre su cabeza. La ceiba mágica - símbolo de contemporaneidad, eternidad y condenación.
[pl] U stóp Montes de Maria rozciąga się sawanna departamentu Sucre. Łagodnie pofalowany teren w swoich zagłębieniach gromadzi niewielkie jeziorka niczym łzy zbierające się w dołku między policzkiem, a ustami. Rozłożyste ceiby są obietnicą cienia jak parasol rozłożony nad głową. Magiczna Ceiba - centrum wszechświata, rozciągnięta między królestwem ziemskim, niebieskim i podziemnym.
levemente ondulado en sus cuencas reúne pequeños lagos como lágrimas que se acumulan en el agujero entre la mejilla y los labios. Las ceibas extensas son como una promesa de sombra, como una paragua extendida sobre su cabeza. La ceiba mágica - símbolo de contemporaneidad, eternidad y condenación.
[pl] U stóp Montes de Maria rozciąga się sawanna departamentu Sucre. Łagodnie pofalowany teren w swoich zagłębieniach gromadzi niewielkie jeziorka niczym łzy zbierające się w dołku między policzkiem, a ustami. Rozłożyste ceiby są obietnicą cienia jak parasol rozłożony nad głową. Magiczna Ceiba - centrum wszechświata, rozciągnięta między królestwem ziemskim, niebieskim i podziemnym.
Wenezuela
Chudy
młody chłopak wsiada do wspólnej taksówki w Cucucie. Juan, Ma 22 lata i
jest Wenezuelczykiem. Wraca na granicę. Nie wystarczyło mu pieniędzy na
bilet do Medellin. Ma tam ciotkę, która obiecała pomóc w znalezieniu
pracy. Dwie doby zajęło mu przejechanie całej Wenezueli.
- Po co wracasz na granicę? Chcesz wrócić do Wenezueli?
-Za nic w świecie. - Choćby na nogach ale dojdzie do Medellin, tj. ok. 600 km. Nie będzie się wracał. Mówi, że może spać byle gdzie, ma rodzinę, córkę, musi ich wyżywić. W Villa del Rosario przy granicy chce odnaleźć kolegę, który być może coś poradzi.
Los Patios, ostatnia dzielnica Cucuty przy wylocie do Pamplony jest dużym skupiskiem Wenezuelczyków. Stąd grupami rozpoczynają marsz po kraju. Idą tysiące kilometrów przez Kolumbię do Ekwadoru, Peru, Chile. Śpią w schroniskach dla Wenezuelczyków, zorganizowanych i utrzymywanych przez szereg fundacji z pomocą lokalnych władz i czasem prywatnych osób. Oferują one 3 posiłki, pralnię, opiekę medyczną, szczepionki dla dzieci. Nie mogą pozostać w jednym miejscu dłużej niż 3 noce.
Juan dołączy do pieszych imigrantów. Cały jego bagaż to mały plecaczek. Wydaje się pusty.
La Parada, granica kolumbijsko-wenezuelska. Dwaj wysocy, dobrze zbudowani młodzi mężczyźni przyglądają się stoisku z nadziewanymi ziemniakami. Podchodzą, pytają o cenę, 1000 peso. (1/3 dolara). Kupują 1 i dzielą się.
- Jesteście z Wenezueli?
-Tak. - Zdezerterowali z wojska. Chcą iść do Cali, ok. 1000 km przez 3 kordyliery. Mają małe plecaki, a w nich trochę ubrań i wenezuelską flagę.
Po drodze do Pamplony spotykam najwięcej grup wędrujących Wenezuelczyków. Niektórzy ciągną walizki, spore torby, inni mają tylko z malutkie plecaki, które rząd wręcza uczniom. Idą z małymi dziećmi. Na tej trasie często spotykają schroniska. W dalszej drodze rozprzestrzeniają się po całym kraju, ale większość idzie w stronę Ekwadoru.
W drodze do Bucaramangi przechodzą przez górski masyw zwany Páramo de Berlín. Tu jest naprawdę zimno. To góra śmierci dla wenezuelskich imigrantów. Temperatura spada poniżej zera. Większość z nich nie zna geografii kraju, nie są przygotowani na zimno. Idą z gorącej Wenezueli. Muszą liczyć na to, że ktoś im podaruje swetry i koce.
Przed Bogotą, po tysiącu kilometrach widać już głównie mężczyzn. Gdy nie znajdują schroniska, wędrują nocą. W dzień śpią przy drodze. Czasem na pace ciężarówki przejadą sporo kilometrów. Dziewczyny i starsi utykają. Próbują bez butów.
Zaczyna padać. Idą dalej. Przed Chiquinquirą, pod niewielkim dachem straganu, gdzie w dzień sprzedają warzywa, pięcioro mężczyzn myśli spędzić noc. Nie mają siły już dziś iść dalej. W nocy nikt ich nie podwiezie. Rzucili trójkolorowe plecaki (podarunek wenezuelskiego rządu dla uczniów) na ziemię. Rozcierają zziębnięte ręce.
Opłata drogoaj Chusaka, łapię stopa do Neivy. Mija mnie małżeństwo z dwoma dziecięcymi wózkami. Korzystają z toalet przy bramkach. Maszerują dumnie, nie czekają czy zlituje się któraś z przejeżdżających ciężarówek. W Wenezueli z miesięcznych zarobków można się wyżywić przez 3 dni. Idą przed siebie w poszukiwaniu innej rzeczywistości.
- Idziesz też do Ekwadoru? – Mija mnie grupa Wenezuelczyków na wylocie z Popayan. Idą opatuleni w koce, zasłony, różnego rodzaju i pochodzenia tkaniny. Czerwony plecak z wenezuelską flagą, który podarowała mi w Wenezueli Carla mówi sam za siebie. Codziennie się z tego muszę tłumaczyć.
- My też idziemy do Pasto. - Jeszcze nie wiedzą, że do Ekwadoru się nie dostaną nawet jeśli przejdą kolejny trudy odcinek, gorącą dolinę śmierci w południowej części departamentu Cauca, gdzie większość, którym nie uda się złapać stopa się odwadnia.
Obecnie, by wjechac do Ekwadoru musza miec ze soba zaswiadczenie o niekaralnosci. Odbijają się jak piłka od granicy, wracają, albo koczują, gdzie się da. Na tracie Pasto – Ipiales spotykam mieszkającą rodzinę w w prowizorycznym namiocie z pali i folii.
Belinda przekroczyła granicę z koleżanką i dwoma kolegami. Spotykam ją w drodze na wylotówkę z Bogoty. W czasie pierwszego noclegu w schronisku w Cucucie chłopcy postanowili wyruszyć kraść, nie spodobała im się idea szukania pracy. W nocy zażądali seksu w zamian za to, że będą je chronić. Postanowiła się odłączyć. Ma koleżankę w Medellin. Pracuje w słynnym La Central Mayorista i dobrze jej się wiedzie. Dojechała ciężarówką do Bogoty, bo kierowca jej powiedział, że nie ma innej drogi do Medellin. Śpi gdziekolwiek, tzn. tej nocy w Bogocie nie spała, mimo że znalazła sobie spokojne miejsce pod jednym z wiaduktów. Zdobyła kilka kartonów i ułożyła je na trawie. Mówi, że nie zasnęła z zimna, chociaż założyła na siebie wszystko co miała. Niewiele tego: 2 podkoszulki i 2 swetry. Liczy na to, że będzie miała szczęście i w ciągu maksymalnie dwóch dni dojedzie do Medellin, gdzie koleżanka załatwi jej pracę. Central Mayorista to jedno z najsłynniejszych w Kolumbii miejsc oferujących usługi seksualne.
Szli w trójkę, nie główna drogą, ale miedzami, przez góry do granicy. Nieśli karton bananów i awokado, by je sprzedać Kolumbii. Zatrzymali ich wenezuelscy żołnierze, zabrali wszystkie pieniądze i połowę warzyw.
- A teraz idźcie sobie do Kolumbii z tymi platanami – rzucili pogardliwie rodacy z Wenezuelskiej Gwardii Narodowej.
Dzisiaj tysiące z nich odmawiają służenia dłużej reżimowi Maduro, dezerterują i przechodzą na kolumbijska stronę szukając azylu. - Padł rozkaz masakrowania tłumu, tego niemożna już dłużej wytrzymać - mówi wyższy rangą wojskowy (w relacji ntn24) w okolicznościach, gdy mieszkańcy domagali się wpuszczenia ciężarówek z pomocą humanitarną do Wenezueli.
- Po co wracasz na granicę? Chcesz wrócić do Wenezueli?
-Za nic w świecie. - Choćby na nogach ale dojdzie do Medellin, tj. ok. 600 km. Nie będzie się wracał. Mówi, że może spać byle gdzie, ma rodzinę, córkę, musi ich wyżywić. W Villa del Rosario przy granicy chce odnaleźć kolegę, który być może coś poradzi.
Los Patios, ostatnia dzielnica Cucuty przy wylocie do Pamplony jest dużym skupiskiem Wenezuelczyków. Stąd grupami rozpoczynają marsz po kraju. Idą tysiące kilometrów przez Kolumbię do Ekwadoru, Peru, Chile. Śpią w schroniskach dla Wenezuelczyków, zorganizowanych i utrzymywanych przez szereg fundacji z pomocą lokalnych władz i czasem prywatnych osób. Oferują one 3 posiłki, pralnię, opiekę medyczną, szczepionki dla dzieci. Nie mogą pozostać w jednym miejscu dłużej niż 3 noce.
Juan dołączy do pieszych imigrantów. Cały jego bagaż to mały plecaczek. Wydaje się pusty.
La Parada, granica kolumbijsko-wenezuelska. Dwaj wysocy, dobrze zbudowani młodzi mężczyźni przyglądają się stoisku z nadziewanymi ziemniakami. Podchodzą, pytają o cenę, 1000 peso. (1/3 dolara). Kupują 1 i dzielą się.
- Jesteście z Wenezueli?
-Tak. - Zdezerterowali z wojska. Chcą iść do Cali, ok. 1000 km przez 3 kordyliery. Mają małe plecaki, a w nich trochę ubrań i wenezuelską flagę.
Po drodze do Pamplony spotykam najwięcej grup wędrujących Wenezuelczyków. Niektórzy ciągną walizki, spore torby, inni mają tylko z malutkie plecaki, które rząd wręcza uczniom. Idą z małymi dziećmi. Na tej trasie często spotykają schroniska. W dalszej drodze rozprzestrzeniają się po całym kraju, ale większość idzie w stronę Ekwadoru.
W drodze do Bucaramangi przechodzą przez górski masyw zwany Páramo de Berlín. Tu jest naprawdę zimno. To góra śmierci dla wenezuelskich imigrantów. Temperatura spada poniżej zera. Większość z nich nie zna geografii kraju, nie są przygotowani na zimno. Idą z gorącej Wenezueli. Muszą liczyć na to, że ktoś im podaruje swetry i koce.
Przed Bogotą, po tysiącu kilometrach widać już głównie mężczyzn. Gdy nie znajdują schroniska, wędrują nocą. W dzień śpią przy drodze. Czasem na pace ciężarówki przejadą sporo kilometrów. Dziewczyny i starsi utykają. Próbują bez butów.
Zaczyna padać. Idą dalej. Przed Chiquinquirą, pod niewielkim dachem straganu, gdzie w dzień sprzedają warzywa, pięcioro mężczyzn myśli spędzić noc. Nie mają siły już dziś iść dalej. W nocy nikt ich nie podwiezie. Rzucili trójkolorowe plecaki (podarunek wenezuelskiego rządu dla uczniów) na ziemię. Rozcierają zziębnięte ręce.
Opłata drogoaj Chusaka, łapię stopa do Neivy. Mija mnie małżeństwo z dwoma dziecięcymi wózkami. Korzystają z toalet przy bramkach. Maszerują dumnie, nie czekają czy zlituje się któraś z przejeżdżających ciężarówek. W Wenezueli z miesięcznych zarobków można się wyżywić przez 3 dni. Idą przed siebie w poszukiwaniu innej rzeczywistości.
- Idziesz też do Ekwadoru? – Mija mnie grupa Wenezuelczyków na wylocie z Popayan. Idą opatuleni w koce, zasłony, różnego rodzaju i pochodzenia tkaniny. Czerwony plecak z wenezuelską flagą, który podarowała mi w Wenezueli Carla mówi sam za siebie. Codziennie się z tego muszę tłumaczyć.
- My też idziemy do Pasto. - Jeszcze nie wiedzą, że do Ekwadoru się nie dostaną nawet jeśli przejdą kolejny trudy odcinek, gorącą dolinę śmierci w południowej części departamentu Cauca, gdzie większość, którym nie uda się złapać stopa się odwadnia.
Obecnie, by wjechac do Ekwadoru musza miec ze soba zaswiadczenie o niekaralnosci. Odbijają się jak piłka od granicy, wracają, albo koczują, gdzie się da. Na tracie Pasto – Ipiales spotykam mieszkającą rodzinę w w prowizorycznym namiocie z pali i folii.
Belinda przekroczyła granicę z koleżanką i dwoma kolegami. Spotykam ją w drodze na wylotówkę z Bogoty. W czasie pierwszego noclegu w schronisku w Cucucie chłopcy postanowili wyruszyć kraść, nie spodobała im się idea szukania pracy. W nocy zażądali seksu w zamian za to, że będą je chronić. Postanowiła się odłączyć. Ma koleżankę w Medellin. Pracuje w słynnym La Central Mayorista i dobrze jej się wiedzie. Dojechała ciężarówką do Bogoty, bo kierowca jej powiedział, że nie ma innej drogi do Medellin. Śpi gdziekolwiek, tzn. tej nocy w Bogocie nie spała, mimo że znalazła sobie spokojne miejsce pod jednym z wiaduktów. Zdobyła kilka kartonów i ułożyła je na trawie. Mówi, że nie zasnęła z zimna, chociaż założyła na siebie wszystko co miała. Niewiele tego: 2 podkoszulki i 2 swetry. Liczy na to, że będzie miała szczęście i w ciągu maksymalnie dwóch dni dojedzie do Medellin, gdzie koleżanka załatwi jej pracę. Central Mayorista to jedno z najsłynniejszych w Kolumbii miejsc oferujących usługi seksualne.
Szli w trójkę, nie główna drogą, ale miedzami, przez góry do granicy. Nieśli karton bananów i awokado, by je sprzedać Kolumbii. Zatrzymali ich wenezuelscy żołnierze, zabrali wszystkie pieniądze i połowę warzyw.
- A teraz idźcie sobie do Kolumbii z tymi platanami – rzucili pogardliwie rodacy z Wenezuelskiej Gwardii Narodowej.
Dzisiaj tysiące z nich odmawiają służenia dłużej reżimowi Maduro, dezerterują i przechodzą na kolumbijska stronę szukając azylu. - Padł rozkaz masakrowania tłumu, tego niemożna już dłużej wytrzymać - mówi wyższy rangą wojskowy (w relacji ntn24) w okolicznościach, gdy mieszkańcy domagali się wpuszczenia ciężarówek z pomocą humanitarną do Wenezueli.
Wenezuela
[pl] Uścisnęłam mu dłoń i popatrzyłam w oczy. Nie miałam pojęcia czym
się zajmuje. Elegancko ubrany mężczyzna o siwych włosach. Może wzbudzać
zaufanie. Stoi po kolumbijskiej stronie granicy z Wenezuelą. Tędy
przechodzą szczęśliwcy ze stemplem wjazdowym do Kolumbii . Czasem
spędzają kilka dni w kolejce na wyjazd z Wenezueli. Czeka na 2
wenezuelskie pary. Wkrótce zarobi milion peso od osoby. Jest tylko
pośrednikiem, dolnym szczeblem w drabinie. Wyśle swoich klientów do
Bogoty, gdzie połkną kapsułki z kokainą. Zdesperowanych Wenezuelczyków
uciekających ze swojego kraju nęci pokusa szybkich, łatwych zarobków.
Nieważne czy przejście przez lotniskowy skaner będzie ostatnią chwilą na
wolności. Wizja obiecanych zarobków jest silniejsza. O niczym więcej
nie chcą słyszeć.
[en] I shook his hand and stared into his eyes. I had no idea who was he. An elegantly dressed man with gray hair. He was looking like a trustworthy man. He stands on the Colombian side of the border with Venezuela. This is where the lucky ones arrive with the Colombian entry stamp. Sometimes they spend several days in a line to leave Venezuela. Waiting for 2 Venezuelan couples. Soon, he will earn a million pesos per person. He is just an intermediary, the bottom rung of the ladder. He will send his clients to Bogota, where they will swallow capsules with cocaine. Like thousands of desperate Venezuelans, fleeing their country. Temptation of quick, easy earnings. It does not matter if the airport scanner will be the last moment of their freedom. The vision of fast easy money is stronger. They do not want to hear anything more.
[en] I shook his hand and stared into his eyes. I had no idea who was he. An elegantly dressed man with gray hair. He was looking like a trustworthy man. He stands on the Colombian side of the border with Venezuela. This is where the lucky ones arrive with the Colombian entry stamp. Sometimes they spend several days in a line to leave Venezuela. Waiting for 2 Venezuelan couples. Soon, he will earn a million pesos per person. He is just an intermediary, the bottom rung of the ladder. He will send his clients to Bogota, where they will swallow capsules with cocaine. Like thousands of desperate Venezuelans, fleeing their country. Temptation of quick, easy earnings. It does not matter if the airport scanner will be the last moment of their freedom. The vision of fast easy money is stronger. They do not want to hear anything more.
Wenezuela
El 23 de enero los venezolanos en todas las ciudades del pais protestaron contra el presidente Nicolas Maduro.
Juan Guaido- el presidente de la Asamblea Nacional se juramento como presidente interino de Venezuela.
En algunos lugares la Guardia Nacional reprimo a los manifestantes. Hay muertos.
Zanim
otworzę oczy, słyszę bijące dzwony we wszystkich kościołach Meridy.
Poza tym poranek wydaje się taki, jak każdy inny. Może nieco mniejszy
ruch na ulicach, ale życie toczy się swoim rytmem. Te same kolejki do
banków, ludzie spacerują z psami. Jeszcze kursują miejskie autobusy. A
my idziemy na plac Milla, jedno z punktów zbiorczych przed dzisiejszą
antyrządową demonstracją.
23 stycznia jest znaczącą datą w historii Wenezueli. Tego dnia 1958 r. obalono dyktatora Marcosa Pereza Jimenesa. Masowe demonstracje w całym kraju były planowane w sieciach socjalnych od 10 stycznia, dnia zaprzysiężenia N. Maduro (po sfałszowanych wyborach) na kolejną kadencję.
Jest z nami Wiktor.
Był aresztowany w czasie wydarzeń w 2017 r. Mieszkał w miasteczku, w
którym notorycznie brakuje wody. Wyszedł z garnkiem na ulicę
protestować. Urzędujący burmistrz, by zatrzeć swoje matactwa podpalił
budynek urzędu. O podpalenie oskarżono Wiktora. Wyszedł na wolność za
wstawiennictwem władz uniwersyteckich, z obowiązkiem regularnego
meldowania się na policji.
Trudno go namówić do rozmowy o tamtym czasie. Napomyka o zatłoczonej celi, gdzie nie było możliwości usiąść na ziemi nie dotykając nikogo. I dołączono do nich chorego na świerzb. O torturach rozmawiał tylko ze swoją partnerką. Ma zabronione protestowanie. Dzisiejszego poranka, z wypiekami na twarzy, opowiada o swojej ostatniej lekturze - santeryjskich zamiłowaniach Chaveza. Po drodze na plac Milla – milczy.
W wypełnionym po brzegi kościele św. Jana Chrzciciela, kończy się msza. Powoli na placu brakuje miejsca. Prowadzące do niego ulice również zapełniają się protestującymi z flagami i transparentami. Ktoś trzyma zatkniętego na patyku dojrzałego platana (w języku hiszpańskim nazywa się maduro, tak jak nazwisko prezydenta), któremu przyprawiono wąsy i pod spodem napis: Von. Setki gardeł wykrzykują demonstracyjne hasła. Morze głów „płynie” powoli z różnych punktów miasta w stronę placu Boliwar. Później cały tłum przemieszcza się w stronę wiaduktu.
Wśród protestujących jest Rafael. Internowany w 2017 roku. Spędził miesiąc w więzieniu. W czasie ówczesnych wielotygodniowych protestów wchodził do autobusów i czytając fragmenty konstytucji, uświadamiał obywateli o ich prawach. Zwolniony warunkowo z obowiązkiem regularnego meldowania się i zakazem uczestnictwa w protestach.
Merida nie pamięta tak masowych wystąpień. Ludzie pozbyli się strachu. Popatrzyli sobie w oczy i zrozumieli, że są siłą. Tłum się rozrzedza dopiero w późnych godzinach popołudniowych. Podobnie jak w innych miastach. Guarimberos gromadzą kamienie i opony. Gotowi na wszystko, ale głównie szukający zaczepki z mundurowymi. Mają zamaskowane koszulkami twarze i proszą, by im nie robić zdjęć. W wypadku starć, są pierwszymi zatrzymanymi. Jednak po raz pierwszy w przypadku antyrządowych protestów, w Meridzie ani na moment nie pokazało się wojsko, ani policja.
W Ayacucho tak, demonstrujący tłum zmusił wojskowych do ucieczki. W innych miejscach wojsko przyłączyło się do demonstrantów. W całym kraju było 30 ofiar śmiertelnych i w ciągu kolejnych kilku dni kilkuset aresztowanych.
Protesty i demonstracje rozpoczęły się już w poniedziałek 21 stycznia, gdy ku zaskoczeniu wszystkich, o świcie dowództwo JW w Cotiza, jednej z dzielnic Caracas, publikowało w Instagramie video wzywające rodaków do zbuntowania się przeciwko reżimowi Maduro. Wkrótce na ulice zaczęli wychodzić mieszkańcy dzielnicy.
Za ich przykładem poszły inne rejony stolicy. Demonstracje trwały do wtorkowych godzin porannych, kiedy to demonstrowało już 30 dzielnic. We wtorek przyłączyły kolejne, a w umówioną środę masy ludzi wyszły na ulicę we wszystkich miastach kraju. 22 stycznia w San Felix spalono pomnik Hugo Chaveza. Płonąca statua przypominała demona w ogniu. Obraz, którego nie chciałbym widzieć nigdy więcej, nawet w snach.
Podczas środowych wystąpień Juan Guaido (przewodniczący parlamentu; wg konstytucji p.o. prezydenta w przypadku jego braku lub nieprawidłowości przy wyborach.) zaprzysiągł się na prezydenta tymczasowego Wenezueli. Jego prezydenturę od razu uznały Stany Zjednoczone po czym inne kraje latynoamerykańskie z wyjątkiem Meksyku i Boliwii, a także Unia Europejska.
W odpowiedzi na decyzję Stanów Zjednoczonych uznającą Guaido za prawowitego prezydenta tymczasowego, Maduro wezwał amerykańskich dyplomatów do opuszczenia kraju w ciągu 72 godzin. Guaido oświadczył iż polecenie Maduro nie ma mocy.
Nikolas Maduro na 23 stycznia zaplanował przemarz na czele swoich zwolenników. Jednak na umówione miejsce nie przyjechał. Poprosił, by wszyscy przeszli pod jego siedzibę, gdzie przemawiał z balkonu prezydenckiego. Po raz pierwszy bez otoczenia wojskowych dostojników. Ilość popierających go mieszkańców nie była imponująca. Całość była relacjonowana przez telewizję państwową, przecinana migawkami z przemarszu. Jednak materiały filmowe jakie pokazano były z lat wcześniejszych, gdyż pojawił się w nich zmarły deputowany. Po zakończonym wystąpieniu Maduro, telewizja państwowa pokazywała koncerty i telenowele. Prywatne stacje internetowe relacjonowały na bieżąco wydarzenia w kraju trwające do późnych godzin nocnych. Maduro wezwał swoich zwolenników do zgromadzenia się na kolacji w Miraflores. Jak podaje TVNtN nie przyszedł nikt.
Nazajutrz Caracas nadal „wrze”. W Meridzie rozpoczyna się „normalny dzień”. Starsza kobieta kładzie na wadze 1 małego platana maduro i 1 małe mango, prawie 1000 Bs, przy dewaluującej się w szaleńczym tempie wenezuelskiej walucie, w tym dniu oznaczało to ok. 30 centów USD, kobieta wacha się, kupuje. Jej miesięczna emerytura wynosi 18 tys. Bs
23 stycznia jest znaczącą datą w historii Wenezueli. Tego dnia 1958 r. obalono dyktatora Marcosa Pereza Jimenesa. Masowe demonstracje w całym kraju były planowane w sieciach socjalnych od 10 stycznia, dnia zaprzysiężenia N. Maduro (po sfałszowanych wyborach) na kolejną kadencję.

Trudno go namówić do rozmowy o tamtym czasie. Napomyka o zatłoczonej celi, gdzie nie było możliwości usiąść na ziemi nie dotykając nikogo. I dołączono do nich chorego na świerzb. O torturach rozmawiał tylko ze swoją partnerką. Ma zabronione protestowanie. Dzisiejszego poranka, z wypiekami na twarzy, opowiada o swojej ostatniej lekturze - santeryjskich zamiłowaniach Chaveza. Po drodze na plac Milla – milczy.
W wypełnionym po brzegi kościele św. Jana Chrzciciela, kończy się msza. Powoli na placu brakuje miejsca. Prowadzące do niego ulice również zapełniają się protestującymi z flagami i transparentami. Ktoś trzyma zatkniętego na patyku dojrzałego platana (w języku hiszpańskim nazywa się maduro, tak jak nazwisko prezydenta), któremu przyprawiono wąsy i pod spodem napis: Von. Setki gardeł wykrzykują demonstracyjne hasła. Morze głów „płynie” powoli z różnych punktów miasta w stronę placu Boliwar. Później cały tłum przemieszcza się w stronę wiaduktu.
Wśród protestujących jest Rafael. Internowany w 2017 roku. Spędził miesiąc w więzieniu. W czasie ówczesnych wielotygodniowych protestów wchodził do autobusów i czytając fragmenty konstytucji, uświadamiał obywateli o ich prawach. Zwolniony warunkowo z obowiązkiem regularnego meldowania się i zakazem uczestnictwa w protestach.
Merida nie pamięta tak masowych wystąpień. Ludzie pozbyli się strachu. Popatrzyli sobie w oczy i zrozumieli, że są siłą. Tłum się rozrzedza dopiero w późnych godzinach popołudniowych. Podobnie jak w innych miastach. Guarimberos gromadzą kamienie i opony. Gotowi na wszystko, ale głównie szukający zaczepki z mundurowymi. Mają zamaskowane koszulkami twarze i proszą, by im nie robić zdjęć. W wypadku starć, są pierwszymi zatrzymanymi. Jednak po raz pierwszy w przypadku antyrządowych protestów, w Meridzie ani na moment nie pokazało się wojsko, ani policja.
W Ayacucho tak, demonstrujący tłum zmusił wojskowych do ucieczki. W innych miejscach wojsko przyłączyło się do demonstrantów. W całym kraju było 30 ofiar śmiertelnych i w ciągu kolejnych kilku dni kilkuset aresztowanych.
Protesty i demonstracje rozpoczęły się już w poniedziałek 21 stycznia, gdy ku zaskoczeniu wszystkich, o świcie dowództwo JW w Cotiza, jednej z dzielnic Caracas, publikowało w Instagramie video wzywające rodaków do zbuntowania się przeciwko reżimowi Maduro. Wkrótce na ulice zaczęli wychodzić mieszkańcy dzielnicy.
Za ich przykładem poszły inne rejony stolicy. Demonstracje trwały do wtorkowych godzin porannych, kiedy to demonstrowało już 30 dzielnic. We wtorek przyłączyły kolejne, a w umówioną środę masy ludzi wyszły na ulicę we wszystkich miastach kraju. 22 stycznia w San Felix spalono pomnik Hugo Chaveza. Płonąca statua przypominała demona w ogniu. Obraz, którego nie chciałbym widzieć nigdy więcej, nawet w snach.
Podczas środowych wystąpień Juan Guaido (przewodniczący parlamentu; wg konstytucji p.o. prezydenta w przypadku jego braku lub nieprawidłowości przy wyborach.) zaprzysiągł się na prezydenta tymczasowego Wenezueli. Jego prezydenturę od razu uznały Stany Zjednoczone po czym inne kraje latynoamerykańskie z wyjątkiem Meksyku i Boliwii, a także Unia Europejska.
W odpowiedzi na decyzję Stanów Zjednoczonych uznającą Guaido za prawowitego prezydenta tymczasowego, Maduro wezwał amerykańskich dyplomatów do opuszczenia kraju w ciągu 72 godzin. Guaido oświadczył iż polecenie Maduro nie ma mocy.
Nikolas Maduro na 23 stycznia zaplanował przemarz na czele swoich zwolenników. Jednak na umówione miejsce nie przyjechał. Poprosił, by wszyscy przeszli pod jego siedzibę, gdzie przemawiał z balkonu prezydenckiego. Po raz pierwszy bez otoczenia wojskowych dostojników. Ilość popierających go mieszkańców nie była imponująca. Całość była relacjonowana przez telewizję państwową, przecinana migawkami z przemarszu. Jednak materiały filmowe jakie pokazano były z lat wcześniejszych, gdyż pojawił się w nich zmarły deputowany. Po zakończonym wystąpieniu Maduro, telewizja państwowa pokazywała koncerty i telenowele. Prywatne stacje internetowe relacjonowały na bieżąco wydarzenia w kraju trwające do późnych godzin nocnych. Maduro wezwał swoich zwolenników do zgromadzenia się na kolacji w Miraflores. Jak podaje TVNtN nie przyszedł nikt.
Nazajutrz Caracas nadal „wrze”. W Meridzie rozpoczyna się „normalny dzień”. Starsza kobieta kładzie na wadze 1 małego platana maduro i 1 małe mango, prawie 1000 Bs, przy dewaluującej się w szaleńczym tempie wenezuelskiej walucie, w tym dniu oznaczało to ok. 30 centów USD, kobieta wacha się, kupuje. Jej miesięczna emerytura wynosi 18 tys. Bs
W czasie deszczu dzieci się nie nudzą
Karnawał w Amaguani


ł mają włosy ze śladami rozbitych jajek, niekoniecznie świeżych. Założenie chustki na głowę było dobrym pomysłem. Zakończyła sią parada, wzmagają się okrzyki
Ekwadorskie karnawałowe ulice są usiane skorupkami
zmarnowanych jajek. W tym samym czasie, w Wenezueli ludzie „umierają“ z pragnienia
zjedzenia jajka, które jest tam bardzo drogie.
Karnawał Słońca
Nie wolno psikać tancerzy pianą w spraju! Głoszą wszystkie plakaty karnawałowe.
Marsz wolności i nadziei
Zanim otworzę oczy, słyszę bijące dzwony we wszystkich
kościołach Meridy. Poza tym poranek wydaje
się taki, jak każdy inny. Może nieco mniejszy ruch na ulicach, ale życie toczy
się swoim rytmem. Te same kolejki do banków, ludzie spacerują z psami. Jeszcze
kursują miejskie autobusy. A my idziemy na plac Milla, jedno z punktów
zbiorczych przed dzisiejszą antyrządową demonstracją.
23 stycznia jest znaczącą datą w historii Wenezueli. Tego
dnia 1958 r. obalono dyktatora Marcosa Pereza Jimenesa. Masowe demonstracje w
całym kraju były planowane w sieciach socjalnych od 10 stycznia, dnia
zaprzysiężenia N. Maduro (po sfałszowanych wyborach) na kolejną kadencję.
Jest z nami Wiktor. Był aresztowany w czasie wydarzeń w 2017
r. Mieszkał w miasteczku, w którym notorycznie brakuje wody. Wyszedł z garnkiem
na ulicę protestować. Urzędujący burmistrz, by zatrzeć swoje matactwa podpalił
budynek urzędu. O podpalenie oskarżono Wiktora. Wyszedł na wolność za wstawiennictwem
władz uniwersyteckich, z obowiązkiem regularnego meldowania się na policji.
Trudno go namówić do rozmowy o tamtym czasie. Napomyka o
zatłoczonej celi, gdzie nie było możliwości usiąść na ziemi nie
dotykając nikogo. I dołączono do nich chorego na świerzb. O torturach rozmawiał
tylko ze swoją partnerką. Ma zabronione protestowanie. Dzisiejszego poranka, z
wypiekami na twarzy, opowiada o swojej ostatniej lekturze - santeryjskich
zamiłowaniach Chaveza. Po drodze na plac Milla – milczy.
W wypełnionym po brzegi kościele św. Jana Chrzciciela,
kończy się msza. Powoli na placu brakuje miejsca. Prowadzące do niego ulice
również zapełniają się protestującymi z
flagami i transparentami. Ktoś trzyma zatkniętego na patyku dojrzałego platana (w
języku hiszpańskim nazywa się maduro, tak jak nazwisko prezydenta), któremu
przyprawiono wąsy i pod spodem napis: Von.
Setki gardeł wykrzykują demonstracyjne hasła. Morze głów „płynie” powoli
z różnych punktów miasta w stronę placu Boliwar. Później cały tłum przemieszcza
się w stronę wiaduktu.
Wśród protestujących jest Rafael. Internowany w 2017 roku. Spędził
miesiąc w więzieniu. W czasie ówczesnych wielotygodniowych protestów wchodził do
autobusów i czytając fragmenty konstytucji, uświadamiał obywateli o ich prawach.
Zwolniony warunkowo z obowiązkiem regularnego meldowania się i zakazem
uczestnictwa w protestach.
Merida nie pamięta tak masowych wystąpień. Ludzie pozbyli
się strachu. Popatrzyli sobie w oczy i zrozumieli, że są siłą. Tłum się
rozrzedza dopiero w późnych godzinach popołudniowych. Podobnie jak w innych
miastach. Guarimberos gromadzą kamienie i opony. Gotowi na wszystko, ale
głównie szukający zaczepki z mundurowymi. Mają zamaskowane koszulkami twarze i
proszą, by im nie robić zdjęć. W wypadku starć, są pierwszymi
zatrzymanymi. Jednak po raz pierwszy w
przypadku antyrządowych protestów, w Meridzie ani na moment nie pokazało się
wojsko, ani policja.
W Ayacucho tak,
demonstrujący tłum zmusił wojskowych do ucieczki. W innych miejscach wojsko
przyłączyło się do demonstrantów. W całym kraju było 30 ofiar śmiertelnych i w
ciągu kolejnych kilku dni kilkuset aresztowanych.
Protesty i demonstracje rozpoczęły się już w poniedziałek 21
stycznia, gdy ku zaskoczeniu wszystkich, o świcie dowództwo JW w Cotiza, jednej z
dzielnic Caracas, publikowało w Instagramie video wzywające rodaków do
zbuntowania się przeciwko reżimowi Maduro. Wkrótce na ulice zaczęli wychodzić
mieszkańcy dzielnicy.
Za ich przykładem poszły inne rejony stolicy. Demonstracje
trwały do wtorkowych godzin porannych, kiedy to demonstrowało już 30 dzielnic.
We wtorek przyłączyły kolejne, a w umówioną środę masy ludzi wyszły na ulicę we
wszystkich miastach kraju. 22 stycznia w San Felix spalono pomnik Hugo Chaveza.
Płonąca statua przypominała demona w ogniu. Obraz, którego nie chciałbym
widzieć nigdy więcej, nawet w snach.
Podczas środowych wystąpień Juan Guaido (przewodniczący
parlamentu; wg konstytucji p.o. prezydenta w przypadku jego braku lub nieprawidłowości przy wyborach.) zaprzysiągł się na prezydenta tymczasowego Wenezueli. Jego
prezydenturę od razu uznały Stany Zjednoczone po czym inne kraje
latynoamerykańskie z wyjątkiem Meksyku i Boliwii, a także Unia Europejska.
W odpowiedzi na decyzję Stanów Zjednoczonych uznającą Guaido za prawowitego prezydenta tymczasowego, Maduro wezwał amerykańskich dyplomatów do opuszczenia kraju w ciągu 72 godzin. Guaido oświadczył iż polecenie Maduro nie ma mocy.
W odpowiedzi na decyzję Stanów Zjednoczonych uznającą Guaido za prawowitego prezydenta tymczasowego, Maduro wezwał amerykańskich dyplomatów do opuszczenia kraju w ciągu 72 godzin. Guaido oświadczył iż polecenie Maduro nie ma mocy.
Nikolas Maduro na 23 stycznia zaplanował przemarz na czele
swoich zwolenników. Jednak na umówione miejsce nie przyjechał. Poprosił, by
wszyscy przeszli pod jego siedzibę, gdzie przemawiał z balkonu prezydenckiego. Po
raz pierwszy bez otoczenia wojskowych dostojników. Ilość popierających go
mieszkańców nie była imponująca. Całość była relacjonowana przez telewizję
państwową, przecinana migawkami z przemarszu. Jednak materiały filmowe jakie
pokazano były z lat wcześniejszych, gdyż pojawił się w nich zmarły deputowany. Po
zakończonym wystąpieniu Maduro, telewizja państwowa pokazywała koncerty i
telenowele. Prywatne stacje internetowe relacjonowały na bieżąco wydarzenia w
kraju trwające do późnych godzin nocnych. Maduro wezwał swoich zwolenników do
zgromadzenia się na kolacji w Miraflores. Jak podaje TVNtN nie przyszedł nikt.
Nazajutrz Caracas nadal „wrze”. W Meridzie rozpoczyna się
„normalny dzień”. Starsza kobieta kładzie na wadze 1 małego platana maduro i 1
małe mango, prawie 1000 Bs, przy dewaluującej się w szaleńczym tempie
wenezuelskiej walucie, w tym dniu oznaczało to ok. 30 centów USD, kobieta wacha się,
kupuje. Jej miesięczna emerytura wynosi 18 tys. Bs
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)