Zanim otworzę oczy, słyszę bijące dzwony we wszystkich
kościołach Meridy. Poza tym poranek wydaje
się taki, jak każdy inny. Może nieco mniejszy ruch na ulicach, ale życie toczy
się swoim rytmem. Te same kolejki do banków, ludzie spacerują z psami. Jeszcze
kursują miejskie autobusy. A my idziemy na plac Milla, jedno z punktów
zbiorczych przed dzisiejszą antyrządową demonstracją.
23 stycznia jest znaczącą datą w historii Wenezueli. Tego
dnia 1958 r. obalono dyktatora Marcosa Pereza Jimenesa. Masowe demonstracje w
całym kraju były planowane w sieciach socjalnych od 10 stycznia, dnia
zaprzysiężenia N. Maduro (po sfałszowanych wyborach) na kolejną kadencję.
Jest z nami Wiktor. Był aresztowany w czasie wydarzeń w 2017
r. Mieszkał w miasteczku, w którym notorycznie brakuje wody. Wyszedł z garnkiem
na ulicę protestować. Urzędujący burmistrz, by zatrzeć swoje matactwa podpalił
budynek urzędu. O podpalenie oskarżono Wiktora. Wyszedł na wolność za wstawiennictwem
władz uniwersyteckich, z obowiązkiem regularnego meldowania się na policji.
Trudno go namówić do rozmowy o tamtym czasie. Napomyka o
zatłoczonej celi, gdzie nie było możliwości usiąść na ziemi nie
dotykając nikogo. I dołączono do nich chorego na świerzb. O torturach rozmawiał
tylko ze swoją partnerką. Ma zabronione protestowanie. Dzisiejszego poranka, z
wypiekami na twarzy, opowiada o swojej ostatniej lekturze - santeryjskich
zamiłowaniach Chaveza. Po drodze na plac Milla – milczy.
W wypełnionym po brzegi kościele św. Jana Chrzciciela,
kończy się msza. Powoli na placu brakuje miejsca. Prowadzące do niego ulice
również zapełniają się protestującymi z
flagami i transparentami. Ktoś trzyma zatkniętego na patyku dojrzałego platana (w
języku hiszpańskim nazywa się maduro, tak jak nazwisko prezydenta), któremu
przyprawiono wąsy i pod spodem napis: Von.
Setki gardeł wykrzykują demonstracyjne hasła. Morze głów „płynie” powoli
z różnych punktów miasta w stronę placu Boliwar. Później cały tłum przemieszcza
się w stronę wiaduktu.
Wśród protestujących jest Rafael. Internowany w 2017 roku. Spędził
miesiąc w więzieniu. W czasie ówczesnych wielotygodniowych protestów wchodził do
autobusów i czytając fragmenty konstytucji, uświadamiał obywateli o ich prawach.
Zwolniony warunkowo z obowiązkiem regularnego meldowania się i zakazem
uczestnictwa w protestach.
Merida nie pamięta tak masowych wystąpień. Ludzie pozbyli
się strachu. Popatrzyli sobie w oczy i zrozumieli, że są siłą. Tłum się
rozrzedza dopiero w późnych godzinach popołudniowych. Podobnie jak w innych
miastach. Guarimberos gromadzą kamienie i opony. Gotowi na wszystko, ale
głównie szukający zaczepki z mundurowymi. Mają zamaskowane koszulkami twarze i
proszą, by im nie robić zdjęć. W wypadku starć, są pierwszymi
zatrzymanymi. Jednak po raz pierwszy w
przypadku antyrządowych protestów, w Meridzie ani na moment nie pokazało się
wojsko, ani policja.
W Ayacucho tak,
demonstrujący tłum zmusił wojskowych do ucieczki. W innych miejscach wojsko
przyłączyło się do demonstrantów. W całym kraju było 30 ofiar śmiertelnych i w
ciągu kolejnych kilku dni kilkuset aresztowanych.
Protesty i demonstracje rozpoczęły się już w poniedziałek 21
stycznia, gdy ku zaskoczeniu wszystkich, o świcie dowództwo JW w Cotiza, jednej z
dzielnic Caracas, publikowało w Instagramie video wzywające rodaków do
zbuntowania się przeciwko reżimowi Maduro. Wkrótce na ulice zaczęli wychodzić
mieszkańcy dzielnicy.
Za ich przykładem poszły inne rejony stolicy. Demonstracje
trwały do wtorkowych godzin porannych, kiedy to demonstrowało już 30 dzielnic.
We wtorek przyłączyły kolejne, a w umówioną środę masy ludzi wyszły na ulicę we
wszystkich miastach kraju. 22 stycznia w San Felix spalono pomnik Hugo Chaveza.
Płonąca statua przypominała demona w ogniu. Obraz, którego nie chciałbym
widzieć nigdy więcej, nawet w snach.
Podczas środowych wystąpień Juan Guaido (przewodniczący
parlamentu; wg konstytucji p.o. prezydenta w przypadku jego braku lub nieprawidłowości przy wyborach.) zaprzysiągł się na prezydenta tymczasowego Wenezueli. Jego
prezydenturę od razu uznały Stany Zjednoczone po czym inne kraje
latynoamerykańskie z wyjątkiem Meksyku i Boliwii, a także Unia Europejska.
W odpowiedzi na decyzję Stanów Zjednoczonych uznającą Guaido za prawowitego prezydenta tymczasowego, Maduro wezwał amerykańskich dyplomatów do opuszczenia kraju w ciągu 72 godzin. Guaido oświadczył iż polecenie Maduro nie ma mocy.
W odpowiedzi na decyzję Stanów Zjednoczonych uznającą Guaido za prawowitego prezydenta tymczasowego, Maduro wezwał amerykańskich dyplomatów do opuszczenia kraju w ciągu 72 godzin. Guaido oświadczył iż polecenie Maduro nie ma mocy.
Nikolas Maduro na 23 stycznia zaplanował przemarz na czele
swoich zwolenników. Jednak na umówione miejsce nie przyjechał. Poprosił, by
wszyscy przeszli pod jego siedzibę, gdzie przemawiał z balkonu prezydenckiego. Po
raz pierwszy bez otoczenia wojskowych dostojników. Ilość popierających go
mieszkańców nie była imponująca. Całość była relacjonowana przez telewizję
państwową, przecinana migawkami z przemarszu. Jednak materiały filmowe jakie
pokazano były z lat wcześniejszych, gdyż pojawił się w nich zmarły deputowany. Po
zakończonym wystąpieniu Maduro, telewizja państwowa pokazywała koncerty i
telenowele. Prywatne stacje internetowe relacjonowały na bieżąco wydarzenia w
kraju trwające do późnych godzin nocnych. Maduro wezwał swoich zwolenników do
zgromadzenia się na kolacji w Miraflores. Jak podaje TVNtN nie przyszedł nikt.
Nazajutrz Caracas nadal „wrze”. W Meridzie rozpoczyna się
„normalny dzień”. Starsza kobieta kładzie na wadze 1 małego platana maduro i 1
małe mango, prawie 1000 Bs, przy dewaluującej się w szaleńczym tempie
wenezuelskiej walucie, w tym dniu oznaczało to ok. 30 centów USD, kobieta wacha się,
kupuje. Jej miesięczna emerytura wynosi 18 tys. Bs
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz