Niebezpieczna farma

Idę z dworca w Quevedo do centrum. Wyjmuję aparat, robię zdjęcie i maszeruję dalej. Jorge prosi, bym schowała aparat do torebki, gdy nie robię zdjęć. To taka dzielnica, że lepiej nie prowokować kradzieży – tłumaczy. W centrum jest już inaczej. I tak mnie ostrzegają w każdym mieście. A w moich „Oknach” nie ma tygodnia , bym nie słyszała, że kogoś ze znajomych okradli. Podjeżdża lub podbiega dwóch bandziorów do samotnej dziewczyny, czasem do dwóch, przystawiają noże albo maczety do piersi, szyi itd. I żądają telefonu. Na koniec dodają coś w stylu: A spróbuj iść na policję, to Cię tak urządzimy, że cię rodzina nie pozna, albo nie znajdzie.

W północnej dzielnicy Quevedo panuje senne, niedzielne przedpołudnie. Wzdłuż ulic spokojnie suszy się ziarno kakaowe. Panowie z kaloszach rozdeptują kakaowe szyszki i rozdzielają w ten sposob ziarna. Gdy suche, zamiatają je miotłami. Jeśli nie wyschło dobrze, będziemy je czuli z daleka.

Jedziemy na farmę do babci Jorge. Ojczym rozpływa sie w zachwytach nad prezydentem, bo unormował dzień pracy na 8 godz, rozdał ludziom domy na farmach. Nie wspominając o drogach, które powstały w czasie jego prezydentury. Jedziemy nową trasą Guayaquil - Babahoyo – Santo Domingo i skręcamy w boczną nieasfaltowaną drogę i wśród kakaowców i bananowców docieramy na farmę, do jednego z domów podarowanych przez prezydenta.

Spaceruję pomiędzy avocado, achiote, mango, papajami i innymi drzewami. Idziemy kopać jukę. Josue ścina maczetą łodygę, chwyta za pozostawiony wystający koniec i wyciąga bulwy. Jukę można tu znaleźć gdziekolwiek, rośnie na zboczu pomiędzy innymi roślinami. Mamy już pełne wiadro, wracamy, obieramy i czyścimy ją przed domem. Czuję, że coś mnie gryzie po nogach, ale nic nie widzę. Kroimy jukę, miksujemy i wyciągamy łyka. Tak przygotowaną jukę wystarczy włożyć do woreczka, zagotować, by nabrała zwartej konsystencji i zmieniła lekko kolor. I masa na tortille jest gotowa, wystarczy dodać ser, można też cebulkę i smażyć.

Babcia wręcza mi kulkę kakao: - Zetrzesz, dodasz mleko i cukier i będziesz miała czekoladę na śniadanie! Tak, dodam mleko, cukru nie i będę szczęśliwa, że napiję się czegoś co ma inny smak niż tylko smak cukru. Ekwador uwielbia pić czekoladę, tzn kakao, tzn. Mleko z odrobiną słodkiego kakao.

Ekwadorczycy kochają słodkie, przesłodzone napoje. I nie poradzisz nic. Walka z tym, to póki co, walka z wiatrakami. Chyba za dużo trzciny cukrowej, nie ma już co z nią robić. Cukrzyca ma rozmiary epidemii. Ana jest jedną z wielu cierpiących na cukrzycę. Uparcie poszukuje wciąż nowych remediów i naturalnych środków na obniżenie cukru. Codziennie do obiadu pije potwornie słodki napój przygotowywany z proszku. Zastąp go wodą – mówię - zaoszczędzisz przy okazji pieniądze. Coś ty, przecież to nie będzie słodkie. Przygotowując napój do obiadu wsypałam mniej słodkiego proszku. Przechrzciła mnie, dzieci muszą mieć słodkie.

Koncerny medyczne zbijają tutaj fortuny i wszystko wskazuje na to, że przez długie lata Ekwadorczycy zapewnią im byt. Wędrowni sprzedawcy drzwiami i oknami pchają się do autobusów i oferują cudowne środki na obniżenie cukru, cholesterolu i inne cuda. Z aptecznych megafonów całymi dniami słychać reklamy „naturalnych” remediów na wszelkie dolegliwości. Kobiety, podekscytowane, przekazują sobie katalogi z „uzdrawiaczami”.
Państwo też się przejmuje zdrowiem swoich obywateli. Tak sobie wzięli do serca, że fluor jest potrzebny zębom, iż dodają go do żywności. Dba się też o wygodę. Nie można kupić solo mąki zbożowej. Zawsze jest z zawartością proszku do pieczenia.

Odjeżdżamy, żegnamy się z babcią i patrzę na swoje nogi i ręce całe w czerwonych kopkach. To jeden z tych widoków, którego można się przestraszyć. Arenille, mikroskopijne pajączki. Najgorsze zacznie się następnego dnia. Świąd, nie do opisania, nie będzie się kończył przez następne 2 tygodnie. I wielki strach przed kolejną wizytą na farmie.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz