W północnej dzielnicy Quevedo panuje senne, niedzielne przedpołudnie.
Wzdłuż ulic spokojnie suszy się ziarno kakaowe. Panowie z kaloszach rozdeptują
kakaowe szyszki i rozdzielają w ten sposob ziarna. Gdy suche, zamiatają je
miotłami. Jeśli nie wyschło dobrze, będziemy je czuli z daleka.
Jedziemy na farmę do babci Jorge. Ojczym rozpływa sie w zachwytach nad
prezydentem, bo unormował dzień pracy na 8 godz, rozdał ludziom domy na farmach.
Nie wspominając o drogach, które powstały w czasie jego prezydentury. Jedziemy
nową trasą Guayaquil - Babahoyo – Santo Domingo i skręcamy w boczną
nieasfaltowaną drogę i wśród kakaowców i bananowców docieramy na farmę, do
jednego z domów podarowanych przez prezydenta.
Spaceruję pomiędzy avocado, achiote, mango, papajami i innymi drzewami. Idziemy
kopać jukę. Josue ścina maczetą łodygę, chwyta za pozostawiony wystający koniec
i wyciąga bulwy. Jukę można tu znaleźć gdziekolwiek, rośnie na zboczu pomiędzy
innymi roślinami. Mamy już pełne wiadro, wracamy, obieramy i czyścimy ją przed
domem. Czuję, że coś mnie gryzie po nogach, ale nic nie widzę. Kroimy jukę,
miksujemy i wyciągamy łyka. Tak przygotowaną jukę wystarczy włożyć do woreczka,
zagotować, by nabrała zwartej konsystencji i zmieniła lekko kolor. I masa na
tortille jest gotowa, wystarczy dodać ser, można też cebulkę i smażyć.
Babcia wręcza mi kulkę kakao: - Zetrzesz, dodasz mleko i cukier i
będziesz miała czekoladę na śniadanie! Tak, dodam mleko, cukru nie i będę
szczęśliwa, że napiję się czegoś co ma inny smak niż tylko smak cukru. Ekwador
uwielbia pić czekoladę, tzn kakao, tzn. Mleko z odrobiną słodkiego kakao.
Ekwadorczycy kochają słodkie, przesłodzone napoje. I nie poradzisz nic.
Walka z tym, to póki co, walka z wiatrakami. Chyba za dużo trzciny cukrowej,
nie ma już co z nią robić. Cukrzyca ma rozmiary epidemii. Ana jest jedną z
wielu cierpiących na cukrzycę. Uparcie poszukuje wciąż nowych remediów i
naturalnych środków na obniżenie cukru. Codziennie do obiadu pije potwornie
słodki napój przygotowywany z proszku. Zastąp go wodą – mówię - zaoszczędzisz
przy okazji pieniądze. Coś ty, przecież to nie będzie słodkie. Przygotowując
napój do obiadu wsypałam mniej słodkiego proszku. Przechrzciła mnie, dzieci
muszą mieć słodkie.
Koncerny medyczne zbijają tutaj fortuny i wszystko wskazuje na to, że
przez długie lata Ekwadorczycy zapewnią im byt. Wędrowni sprzedawcy drzwiami i
oknami pchają się do autobusów i oferują cudowne środki na obniżenie cukru,
cholesterolu i inne cuda. Z aptecznych megafonów całymi dniami słychać reklamy „naturalnych”
remediów na wszelkie dolegliwości. Kobiety, podekscytowane, przekazują sobie
katalogi z „uzdrawiaczami”.
Państwo też się przejmuje zdrowiem swoich obywateli. Tak sobie wzięli do
serca, że fluor jest potrzebny zębom, iż dodają go do żywności. Dba się też o
wygodę. Nie można kupić solo mąki zbożowej. Zawsze jest z zawartością proszku
do pieczenia.
Odjeżdżamy, żegnamy się z babcią i patrzę na swoje nogi i ręce całe w
czerwonych kopkach. To jeden z tych widoków, którego można się przestraszyć. Arenille,
mikroskopijne pajączki. Najgorsze zacznie się następnego dnia. Świąd, nie do
opisania, nie będzie się kończył przez następne 2 tygodnie. I wielki strach przed kolejną wizytą na farmie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz