Złoty napój inków

- Przyniosę ci cziczę. Maria Rosa Elena ubrana w ciemne anako, białą haftowaną bluzkę i kolorową faję wychodzi na patio swojego pięknego domu, gdzie znajduje się dodatkowa kuchnia z paleniskiem i spiżarnią. Wraca z dzbanem złotego napoju, gotowanego wiele godzin z mąki kukurydzianej i zostawionego do fermentowania. Pole kukurydzy za domem jest puste. Jesteśmy po żniwach kukurydzianych. Nastał czas przygotowywania cziczy zwanej tu jora. Służy do tego tylko żółta odmiana kukurydzy. Gospodyni przynosi też koszyk zielonego groszku w strąkach. Łuskamy go, pijemy cziczę i rozmawiamy. 

Festiwal Jora, organizowany co roku w Cotacachi, to pozostałości indiańskich obchodów związanych z wrześniowym przesileniem słonecznym. Czas podziękowań matce ziemi za zbiory. Podstawą pożywienia w regionie jest kukurydza. Stąd święto ze sztandarowym napojem z niej przygotowywanym.

W niedalekim Otavalo przygotowuje się cziczę zwaną yamor i obchodzona jest siostrzana impreza pod nazwą Yamor. W odróżnieniu od czichy jora, ta otawalska przygotowywana jest nie z jednego, a z siedmiu rodzajów kukurydzy. 


Ulicami Cotacachi przechodzi pochód
Radość dobrego życia. Prezentują się przedstawiciele indiańskich osad rozłożonych wokół Cotacachi. Bierze w nim udział ponad 150 delegacji, wśród nich organizacje wspólnotowe i sąsiedzkie, instytucje publiczne i prywatne. Wszyscy paradują z muzyką, tańcem i innymi formami ekspresji kulturalnej. Z udekorowanych platform ciągnionych przez samochody, machają do publiczności reiny. Grupy kończą swój przemarsz na głównym placu przed władzami miasta. Wręczają im niesione tzw. zamki i inne kompozycje z kukurydzy oraz pozostałych płodów ziemi. Ani wśród honorowej widowni, ani wśród obwożonych dumnie królowych nie ma Reiny Catacachi. To pierwsze miasto w Ekwadorze, które postanowiło nie wybierać sojej reiny.


To nie nasza tradycja – mówi Maria Rosa. - Podobnie jak
fiesta rosada z okazji piętnastych urodzin dziewczyn. Rodzice chcą się pochwalić swoimi córkami, ale ja mojej córce odmówiłam zorganizawania tej imprezy. Wybory reiny to też tradycja Metysów – dodaje. – Ja mam 3 imiona, bo moja mama myślała, że Maria Rosa to jedno imię. Była niepiśmienna. O dniu swoich urodzin dowiedziałam się, gdy miałam 18 lat. Moja mama nie znała dat urodzin ośmiorga swoich dzieci. Mieszkaliśmy w jednej glinianej izbie. Jak my tam mieszkaliśmy, do tej pory nie rozumiem. Ale zawsze marzyłam, żeby mieszkać lepiej.

Dom rodziców do tej pory stoi. Obok niego olbrzymi tradycyjny piec chlebowy. Używany przede wszystkim przed Swiętem Zmarłych, 3 listopada. Indiańskim zwyczajem piecze się niewielkie chlebki w formie koników lub lalek, które chrzestni wręczają swoim chrześniakom. Koniki są dla chłopców, lalki dla dziewczynek. Maria Rosa pamięta jak zawsze czekała, aż przyjdzie jej chrzestna z wypiekami. Tego dnia rodziny odwiedzają cmentarze i zabierają ze sobą jedzenie. Dzielą się nim nawzajem, częstują po kolei członków rodziny i wymawiają imię zmarłego, w dowód pamięci którego spożywają przygotowane potrawy.


Na obiad Maria Rosa podaje ziemniaki z liśćmi podobnymi do szpinaku, przygotowanymi z pastą z pestek dyni. Zna tylko nazwę tej rośliny w kiczua, twierdzi, że jest to zasadniczo pokarm dla świń, ale gdy liście są bardzo młode oni je też jedzą. Do tego gotowane ziarna łubinu jadalnego (chocho) i smażonej żółtej kukurydzy.

Z okazji Bożego Narodzenia urządza się uroczystą kolację 24 grudnia. Nie ma specjalnych potraw jak u Metysów, gdzie króluje indyk, ale przygotowują odświętne dania. W rodzinie Marii Rosy całe rodzeństwo z rodzinami gromadzi się w jednym domu, co roku u kogoś innego. Gospodyni odpowiedzialna jest za przygotowanie posiłku dla wszystkich. W tym roku wypada na nią. Rodzina liczy około 60. osób.  

Społeczności kantonu Cotacachi świętują również Wielki Tydzień, zwłaszcza Wielki Piątek.To połączenie andyjskiego Mushuk Nina z chrześcijańską Wielkanocą. Niektóre regiony łączą świętowanie wiosennego przesilenia z karmawałem i obchodzą święto zwane Pawkar Raymi, fiesta de florecimiento.


Największym świętem w świecie andyjskich Indian jest Inti Raymi. Oryginalna prekolumbijska nazwa dopiero w ostatních latach wraca do łask. Przez starszych do tej pory bardziej jest kojarzona jako San Juan, bo tak im wtłoczono do głowy.


Mąż krząta się między świniami, a świnkami morskimi (cuyes). Długie włosy ma zaplecione w warkocz zakończony ozdobieniami, na głowie nieodłączny kapelusz.


Na ich weselu było jedynie 150 osób, ale bywa że 600 jest normaną liczbą. Wesela odbywają się w domach, ustawia się wielkie namioty i pożycza krzesła w jednej z licznych wypożyczalni. Goście przynoszą prezenty nie tylko dla młodej pary, ale również dla rodziców i chrzestnych. Prosząc o rękę rodzina młodego przynosi liczne prezenty narzeczonej i rodziców w postaci dużej ilości produktów rolnych, które rozdzielane są między członków rodziny i stanowią tym samym zaproszeniem na wesele. 


W osadzie …., miejscowe kobiety gromadzą się w każde sobotnie popołudnie. Pomagają sobie finansowo na zasadzie piramidy. Wpłacają drobne kwoty do wspólnej kasy i w razie potrzeby mogą stamtąd pożyczać. Ostatnio było to bardzo przydatne na zakup przyborów szkolnych. Ale zbierają się przede wszystkim dlatego, by czegoś się od siebie uczyć. Dziś zaprosiły kobietę, która haftuje i szyje tradycyjne bluzki, w których chodzą na co dzień. Do tej pory pielęgnują tradycję noszenia typowych dla regionu strojów i biżuterii. 


Starsze kobiety zakładają po 2 lub 3 kolie, ma to symbolizować bogactwo. Ich nadgarstki owinięte są kilka razy sznurami drobnych czerwonych koralików. Teraz każda próbuje odpowiednio operować igłą na przygotowanych skrawkach materiału z odrysowanymi wzorami. Najlepiej to wychodzi wytrwalym młodym dziewczynom. Podziwiam ich wzrok, gdy naciągają igłę w mrocznym pomieszczeniu, pełniącym rolę wiejskiej świetlicy. 


W czasie świąt Jora organizowany jest konkurs na najlepszą cziczę. W szranki stają chętne gospodynie. Czicza z Cotacachi nie ma swojej reiny, w przeciwieństwie do cziczy Yamor z Otavalo, ale organizowane są wybory
ñusty. To indiański ospowiednik reiny. Reprezentantki poszczególnych osad biorąc udział w konkursie prezentują się w przygotowanych kilkunastominutowych scenkach, które ukazują w jaki sposób radzą sobie z domowymi obowiązkami i w różnych domowych sutuacjach. W trakcie prezentacji kończą przygotowywać jedną potrawę, którą wręczają jurorom. 

Indianie andyjscy są bardzo dumni i związani z ziemią. Przy pełni księżyca lub gdy go nie ma nie należy siać, bo energia jest w górze - tłumaczy mi Jorge - a nie w ziemi. Przy rosnącym księżycu sadzi się te rośliny, których część naziemna jest ważna, jak sałata kapusta, natomiast ziemniaki, gdy księżyca ubywa. W fazie wzrostu również obcina się włosy. 


Jezioro Cuicocha położone jest na wysokoxi
3.068 m n.p.m. i jest wulkanicznym kraterem u stóp wulcanu Cotacachi  4.944 m n.p.m. Nie jest on sam, w paśmie Kordyliery Zachodniej towarzyszy mu  Yanahurco (4.538 m n.p.m.) Na środku jeziora są 2 wyspy z lawy porośnięte lasem i rozdzielone tzw. kanałem marzeń. W jeziorze nie ma ryb.

Wśród walorów naturalnych jakie oferuje ta część łańcucha górskiego są oczywiście zasoby wodne i bogactwo flory z roślinami leczniczymi i dzikimi owocami. Sosny i różne rodzaje eukaliptusów współistnieją z lokalnymi uprawami - oca, mashua, papa y máloco. Do tego dochodzi kukurydza i ziemniaki oraz quinua, fasola, łubin, cebula, kapusta, pszenica i jęczmień. 

Na do widzenia Cotacachi pokazuje swój biały szczyt.


Gigant i laguna

Fakt bycia małym, przynajmniej zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, może oznaczać wiele trudności, pomyśl tylko, jak trudno jest dwóm mrówkom uczestniczyć w koncercie wraz ze słoniami. Ale być wielkim, również nie jest za dobrze. Przynajmniej jeśli chodzi o giganta. Wyobraź sobie, że jesteś tak wysoki jak góra i masz głowę zawsze w chmurach. Oczywiście bardzo łatwo byłoby się zagapić, nie patrzeć, gdzie idą stopy i nagle poślizgnąć się na rzece. Lub nie znaleźć miejsca wystarczająco szerokiego, by się położyć bez ryzyka zmiażdżenia lasu lub zniszczenia całego miasta. Mówi się, że świat jest wspaniały, ale trzeba mieć odpowiednie proporcje ciała. Gdy jest inaczej, każda codzienna czynność może się okazać bardzo skomplikowaną operacją.

Gigant, który przez długi czas mieszkał w kantonie Cotacachi, miał właśnie takie problemy. Między innymi bardzo martwiło go to, że nie mógł się wykąpać z braku dostatecznie głębokiego jeziora. Morze mogłoby być rozwiązaniem, ale ocean znajdował się daleko od północnych Andów, gdzie mieszkał i nie zawsze gigant chciał tak dużo chodzić. Ponadto, słona woda pozostawiła skórę bardzo suchą, co w połaczeniu ze słońcem i wiatrem mogło ją jeszcze więcej uszkodzić. Dlatego każdy krok giganta był poszukiwaniem wodnego zbiornika, który byłby odpowiedni dla jego potrzeb.

Próbował w jeziorze San Pablo, które na pierwszy rzut oka wydawało się mieć dużo wody, ale po wejściu, okazało się, że woda sięga mu tylko do kolan. Z jeziorem Mojanda było jeszcze gorzej, tam mógł zanurzyć tylko stopy. Nie wspominając o Yahuarcocha, które w suchej porze roku wystarczało tylko do umycia rąk przed jedzeniem.

Zdesperowany gigant nie mógł znaleźć rozwiązania tego problemu, aż któregoś dnia przybył do Cuicocha. Był tak rozczarowany innymi sytuacjami, że niewiele się spodziewał po kolejnym jeziorze, które nie przedstawiało imponujących rozmiarów, chociaż jego piękno go zaskoczyło. Zszedł po zboczach krateru, aż dotarł do wody, by zobaczyć, czy jest bardzo zimna. Niemal bał się wejść do jeziora, aby ponownie się nie rozczarować. Wszedł z zamkniętymi oczami i poczuł, że całe nogi ma juz w wodzie i zanurza się jeszcze bardziej –biodra, brzuch, rozłozył ramiona i one też zanurzyły sie w wodzie. Wkrótce przekonał się, że w końcu może cieszyć się prawdziwą kąpielą. Spojrzał w niebo i poczuł się szczęśliwy w tej wspaniałej wannie, w której mógł nawet oprzeć głowę na wysepkach jeziora.

O Gigancie nie mówi się już dzisiaj, ale przybywając nad jezioro, wielu twierdzi, że wciąż słyszy jego śmiech radości, a także szum wody. 

Zakochany wulkan
Ludzie we wsi powtarzają historię góry Imbabura i góry Cotacachi. Imbabura, duża i imponująca, była uznawana przez wszystkich mieszkańców ziemi za mędrca. Jako taki, codziennie rano wstawał, aby zobaczyc czy wszyscy należycie wypełniają swoje zadania. A mianowicie czy rzeki płyną we właściwym kierunku i czy ani zbyt szybko, ani zbyt wolno, albo czy wiatr wiatr nie traci zbyt wiele czasu, zatrzymujac się i porozmawiając z drzewami w górze. Baczył też czy mężczyźni i kobiety wypełniają swoje obowiązki, takie jak sianie, hodowla zwierząt czy zakładanie rodziny. Z szacunku dla jego mądrości, a także trochę z obawy przed jakąś karą, którą wulkan mógł na nich ściągnąć, wszyscy solidnie wykonywali swoje zadania.

Czasami, z powodu pewnych zaniedbań Imbabura zsyłał mrozy lub podobne rzeczy. Dużo pracy miała więc wysoka góra i prawie w ogóle nie miała wolnego czasu dla siebie. Aż pewnego dnia Imbabura postanowił wyznać miłość Cotacachi, unikalnej i pięknej górze, w której był zakochany od czasów gdy byli małymi górkami i razem się bawili.

Tego słonecznego, sierpniowego dnia, gdy w powietrzu unosił się zapach świeżo zaoranej ziemi, to sanął Imbabura przed ukochaną górą z bukietem polnych kwiatów i wyznał swoje uczucia oraz  pragnienie poślubienia jej. Na te słowa, trochę zaskoczona, ale też zadowolona, Cotacachi, zatrzęsła się lekko z emocji i odpowiedziała, że ona również zawsze go kocchała byłaby szczęśliwa, gdyby została jego żoną. Od tego dnia, za każdym razem, gdy oba wulkany się odwiedzały, zostawiały sobie nawzajem trochę śniegu ze swoich szczytów.

W niedługim czasie z ich związku narodziła się góra Yanaurcu. Z biegiem lat Imbabura, nieco podstarzały z czując wieloletnią pracę na swych skalistych zboczach, zaczął cierpieć na silne bóle głowy, które czasami trwały przez wiele dni. Dlatego jego szczyt pokrył się chmurami. Pomimo tego,  małżeństwo Taity Imbabury i Mamy Cotacachi, wypełniło wszystkie okoliczne doliny zdrowym powietrzem miłości i zaufania. Mówi się, że wiatr, który wznosi się o zmroku aż do najwyższych zamieszkałych osad, to pocałunki na dobranoc, które dwie zakochane góry wysyłają sobie nawzajem.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz