Wino z pomarańczy


Balsapamba, park wodny
Balsapamba jest strategicznym punktem, skąd Pachamama w jedną stronę wyrasta w górę w potężny łańcuch Andów, a w drugą rozciąga się w postaci pól uprawnych wybrzeża. Jest bramą rozgraniczającą dwa światy. Orzeźwiająca i uzdrawiająca zieleń bujnej roślinności obejmuje wieś. Podlewana czystymi wodami rzeki o wymownej nazwie Crystal River, która tworzy naturalne baseny i wodospady. Ta sama rzeka zasila park wodny.

Magia podróży zaczyna się w Chimbo położonym na wysokości 3600 m n.p.m. skąd droga opada
serpentyną do Balsapamby czyli na wysokość 708 m n.p.m. wzdłuż dolin wypełnionych morzem chmur. To część sieci dróg prekolumbijskich, a nawet preinkaskich łączących góry z wybrzeżem.

Pomnik pomarańczy w Balsapambie
Stare domy z drewnianymi balkonami przykuwają uwagę i przywołują przeszłość. Obok drzwi kiście bananów zielonych albo różowych (specyficznych dla tego regionu), jako znak że góry pozostały już z tyłu i wkraczamy na wybrzeże.
Co roku, w pierwszej połowie sierpnia Balsabamba obchodzi swoje Święto pomarańczy. Barwnym pochodom i koncertom towarzyszy wino z pomarańczy.

Handel ludzkimi organami



Przez ostatnie lata było spokojnie, ale w tym roku znów, jak Ekwador długi i szeroki, fala strachu oblała rodziców. Wróciły porwania dzieci. Znikają te w młodszym wieku szkolnym. Są wabione pieniędzmi lub cennymi podarkami. Dziewięcioletniego Jose, po drodze na popołudniowe zajęcia, zaczepił nieznajomy mężczyzna proponując mu 5 dolarów, jeśli pójdzie z nim. Jose przyspieszył kroku, ale mężczyzna nie odstępował proponując kolejno telefon i rower. Jose, co sił w nogach, dobiegł  do bramy fundacji. Tego samego dnia siedmioletnia dziewczynka z sąsiedniej miejscowości, nie była tak przezorna, albo miała mniej szczęścia. 

Ciała części porwanych dzieci po jakimś czasie podrzucane są w pobliże ich domów. W miejsce brakujących organów wkładane są pakunki z pieniędzmi, np. 3 tys. $ Kilka lat temu na drodze Coca – Tena policja zatrzymała ciężarówkę. Poproszono kierowcę, by otworzył przyczepę. Ten wziął pistolet i się zastrzelił. Przyczepa była wypełniona powieszonymi za nogi, wypatroszonymi ciałami dzieci.

Wulkaniczne źródła

Jeden wieczór, jedno miasto,
3 wulkany -
Altar- widok z Riobamby

Jeden wieczór, jedno miasto,
3 wulkany -
Tunguragua - widok z Riobamby
Jeden wieczór jedno miasto,
3 wulkany -
Czimburazo- widok z Riobamby

Jest ulica w Penipe, gdzie na rozżarzonych płytach wulkanicznych smażą się malutkie, okrąglutkie placuszki - tortille kukurydziane z serem. Tej wielkości i o tym smaku dostępne są tylko tutaj. Za chmurami ukrywa się Tunguragua, aktywny wulkan, sprawca nieszczęść i strachu. Jego pozytywną stroną są kamienie wulkaniczne, dające niezapomniany smak tortillom. Na starej, nieremontowanej już drodze Riobamba – Banios są ślady jego licznych erupcji. Tunguragua jest jednym z najczęściej spowitych chmurami wulkanów, jakby wstydził się tego, co ciągle wrze w jego wnętrzu.

Dziś, otulony śniegiem szczyt wulkanu daje się ujrzeć na moment. Okoliczne góry są pełne jego gorących wód. Wśród plantacji drzew pomidorowych i jeżyn mijam opuszczony basen, część popularnego kiedyś ośrodka wypoczynkowego. Po drodze towarzyszą mi rury, którymi nie płynie już gorąca woda z naturalnego źródła. Zdejmuję klapki, o wiele przyjemniej jest stąpać boso po błotnistej, miękkiej ziemi. Most nie spina już brzegów rzeki ale bezwładnie zwisa zamaskowany już porastającą go roślinnością. Rwąca lodowata woda jest dosyć płytka więc pozwala przejść. Jeszcze krótka wspinaczka po drugim brzegu i już jestem wśród małych gorących oczek wodnych. Jednoosobowe baseny z widokiem na skaliste zbocza i wodospady. Bijące z ziemi ciepłe bąbelki masują mi stopy.