Sąsiadka iguana



Najmilszą chwilą poranka, było wyjście na taras z kawą i powitanie z iguanami. Mieszkają na migdałowcu. Ich ulubione zajęcia to wylegiwanie się na słońcu i zajadanie się liśćmi. A moje – picie miejscowej kawy i podglądanie sąsiadek. 

Nie pożyczą mi soli ani achiote,  a na mój taras wpełzały nie po to, by pożyczyć cukru czy kilka dolarów na gaz. Robiły kilka zwinnych obrotów, zakręcając w mgnieniu oka ogonem.  I przebiegały slalomem między doniczkami. Nie mam takiej relacji emocjonalnej z ich kuzynkami jaszczurkami, ale muszę je szanować, bo jako mięsożerne zjadają otaczające mnie chmary komarów. I długimi wieczorami rozmawiają ze mną.

Przeżyłam chwilę grozy, że je stracę, gdy przyszli panowie odkażać dom, wyciąć okoliczne trawy nad rzeką i ściąć migdałowca. Wszystko po to, by obronić mnie przed wirusem zika. Jak to ściąć? A moje sąsiadki? Runęło drzewo w połowie. Iguany nie obraziły się. Mniejszy dom, też im odpowiada.

Przebiegłam sporą część świata, także złego świata, wspomnienia z Peru, wciąż mnie prześladują. „Zdziczałam” w dżungli. Opadły wody w rzekach, brzegi naszej rzeki zapełniły się na nowo praczkami. Taras przekształcił się w salon. Tylko u sąsiadek nic się nie zmieniło i jak dawniej wiją się między gałęziami migdałowca. Salon jest otwarty, ale sąsiadki już nie wpełzną,  bo musieli założyć kraty. Mieszkający naprzeciwko szef złodziei w moim mieście, może stracić autorytet u swoich podopiecznych, a wtedy nie oszczędzą jego podopiecznych. Mówił ojciec Jan: I pamiętaj, nie ufaj nikomu w Ameryce Południowej. Sąsiadka potwierdza kiwając głową góra-dół, jak to ma zwyczaju.